Ile razy można do człowieka mierzyć z pistoletu z odległości jednego metra i go nie zabić? To oczywiście przenośne porównanie. Zły duch – sama tak mówiła – chciał wiele razy ją zabić, Wandę Półtawską. Nie udały mu się te plany. 

Ocalona wbrew zakusom złego

Najpierw miała zginąć po aresztowaniu, w czasie wojny, w lubelskiej katowni Gestapo, osławionym „Zamku”. Później wiele razy otarła się o śmierć w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbruck. To była piekielna czeluść na ziemi. Na młodej Wandzie SS-mani, lekarze przestępcy, dokonywali pseudomedycznych eksperymentów. Cudem ocalała. W autobiograficznej książce „I boję się snów” opisała przerażające wspomnienia obozowe. Sługa Boży ks. Aleksander Woźny, sam przez pięć lat więzień KL Dachau, po przeczytaniu tej książki, tak do niej napisał: „Gorąco dziękuję za przesłane opowiadania o obozie. Od dawna nie mogę czytać takich książek, ale od tej trudno mi było się oderwać. Sprawdziło się moje przypuszczenie, że w obozach kobiecych było jeszcze gorzej niż w męskich”. Św. Jan Paweł II wyznał – „Mam wobec ciebie i innych ofiar wojny dług. Mi Bóg oszczędził takich cierpień. Chylę czoła przed tymi, który wtedy tak strasznie byli doświadczeni”. Miał szczególną dobroć i wyrozumiałość dla ludzi chorych, cierpiących, ofiar wojny i prześladowań. Miał wielki podziw dla geniuszu kobiecości.  

Śmiertelna choroba nowotworowa w 1962 roku i cudowne z niej uzdrowienie. Bardzo poważna operacje kręgosłupa szyjnego. Wypadek na dworcu w Warszawie – spadła z peronu pod wagon. Upadek na kamiennych schodach w Rzymie – „Ktoś niewidzialny mnie popchnął, w ostatniej chwili przed uderzeniem głową o stopnie, ktoś inny mnie podtrzymał, upadłam tak, jakbym spadła na poduszkę”. Ciężkie poparzenia przy gaszeniu pożaru w „domku papieskim” nad rzeką Wisłok. Sama mówiła: zły duch, chciał mnie wiele razy zabić, ale mu się to nie udało. A św. Jan Paweł II ją uspokajał: „Chce zabić, ale nie może. Jesteś w rękach Boga, przez Niego wybrana”. Zmarła śmiercią naturalną, mając niemal 102 lata, we własnym domu, otoczona miłością rodziny i modlitwą wielu ludzi.

By została lekarzem 

Cudowne ocalenie z obozu i niezłomne postanowienie. Jeśli Bóg pozwolił mi przeżyć, zostanę lekarzem, będę ratować życie innych, będę służyć godności chorych. W 1945 roku, na egzaminie wstępnym z matematyki na wydział lekarski Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, na kartce napisała: „Byłam w obozie, nie umiem rozwiązać żadnego z zadań. Chcę być lekarzem, by służyć życiu. Została przyjęta. Została lekarzem psychiatrą. Została żoną i matką piątki dzieci – pierwsze zmarło tuż po urodzeniu. 

Jako lekarka psychiatra szukała księży, którzy mogliby być spowiednikami jej pacjentów. Na spotkanie przyszedł ks. Karol Wojtyła. Sama potrzebowała stałego spowiednika, ale kiedy polecano jej właśnie ks. Karola – wyznała: onieśmielał swoją świętością i uduchowieniem. Przemogła się. Niezapomniana spowiedź w kościele Mariackim w Krakowie. Proste słowa spowiednika, ale wypowiedziane z wielką mocą: „Pan Jezus chce, byś codziennie przychodziła na Mszę Świętą i przyjmowała Komunię”. Odpowiedź: „To niemożliwe. Jestem żoną, matką małych dzieci. Jestem lekarzem psychiatrą, to bardzo czasochłonna specjalizacja. To nie możliwe”. Ksiądz: „Ale jeśli Pan Jezus zaprasza, to pomnoży siły i czas. To bardzo ważne, przychodź”. To trudne zadanie stało się możliwe. Od tego czasu, niemal do śmierci, niemal każdego dnia była na Mszy Świętej i przyjmowała Ciało Chrystusa. Nie tylko ona była temu wierna. Także Pan Jezus czynił cuda, by się to udawało!

By ratowała życie, ratowała rodziny

Karol Wojtyła, jako jedno z najważniejszych zadań duszpasterskich stawiał troskę o małżeństwo, o rodzinę. Poprosił, by Wanda otworzyła poradnię dla małżeństw. Oddał na ten cel jeden z pokoi mieszkania przy ul. Franciszkańskiej, z niezależnym wejściem, ale przylegającym do pokojów Arcybiskupa. Na dyżur przychodziło wielu ludzi. Przyszła kobieta w stanie błogosławionym, żona milicjanta. Wyznała, że mąż każe „usunąć płód”, bo nie mają mieszkania. Na słowa: „Niech pani nie zabija dziecka” kobieta wybuchnęła płaczem. Naraz otwierają się drzwi. Wchodzi ks. Arcybiskup. Pyta z troską „Dlaczego pani płacze?” I oddaje: „Za dwa dni będzie miała pani dla rodziny nowe mieszkanie. Proszę nie zabijać dziecka!” Ks. Arcybiskup nie miał mieszkania. To były lata sześćdziesiąte minionego wieku. Mieszkań nie było. Ale stał się cud. Za dwa dni mieszkanie się znalazło. Milicjant miał później kłopoty ze strony partii komunistycznej, że skorzystał z pomocy Kościoła. To dziecko ocalało. W niebie się dowiemy ile dzieci uratowała bezpośrednią interwencją, pomocą materialną i swoimi wykładami dr Wanda Półtawska.

Czasami dawała rady szorstkie, surowe. Kobieta: „Nie mogę być z moim mężem, bo mi powiedział, że jestem głupia”. Dr Wanda: „Proszę się nie obrażać. A może pani rzeczywiście jest głupia? Proszę to przemyśleć i wrócić do męża i się poprawić”. 

Jak wielu księżom i klerykom pomogła. Ratowała zagrożone powołania. Przyjaźniła się z wieloma siostrami zakonnymi, wspierała je materialnie.

Organizowała pomoc finansową przy budowie kościołów na przykład w Zakopanem: na Krzeptówkach i Podwyższenia Krzyża Świętego.  

Uratowana przez modlitwę św. Ojca Pio

List napisany 17 XI 1962 w Rzymie: „Wielebny Ojcze, proszę o modlitwę w intencji czterdziestoletniej matki czterech córek z Krakowa w Polsce (w czasie ostatniej wojny przebywała w obozie koncentracyjnym w Niemczech), obecni ciężko chorej na raka i będącej w niebezpieczeństwie utraty życia: aby Bóg przez wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy okazał swoje miłosierdzie jej samej i jej rodzinie”. Podpis: Karol Wojtyła z Krakowa. Reakcje o. Pio: „Jemu nie można odmówić”. 11 dni później kolejny list Świętego do Świętego: „Wielebny Ojcze, kobieta z Krakowa w Polsce, matka czterech córek, dnia 21 listopada, jeszcze przed operacją niespodziewanie odzyskała zdrowie. Bogu niech będą dzięki. Także Tobie, Wielebny Ojcze, serdecznie dziękuję w imieniu jej własnym, jej męża i całej rodziny.” W Chrystusie + Karol Wojtyła, Rzym, 28 XI 1962. 

Przyjaźń z świętym stygmatykiem trwała przez całe życie Wandy. W 1967 roku udało się jej dotrzeć do San Giovanni Rotondo. Jak wspominała, Ojciec Pio, podszedł do niej, rozpoznał (pierwszy raz widział ją na własne oczy) pogłaskał po głowie i powiedział: „Teraz jest w porządku”. Później wiele razy doświadczała nadzwyczajnej pomocy z nieba Świętego Kapucyna. Jedna z historii: Pewna kobieta prosiła dr Półtawską, by odwiedziła jej chorą siostrę. Kiedy przyszła, usłyszała: „Ojciec Pio, powiedział mi, że dzisiaj Pani przyjdzie”. Udało się chorą umieścić w szpitalu, odzyskała zdrowie. 

Nie sposób opisać wszystkie zdarzenia, które miały miejsce w czasie duchowej przyjaźni Wandy z o. Pio. Mówiła: „Jeśli ważne jest, by nie ulegać z łatwością iluzjom i wszędzie dopatrywać się cudów, tak samo ważne jest, aby nie niszczyć, z nadmiernej i źle rozumianej racjonalności jednej z najpiękniejszych i najbardziej pocieszającej prawd życia: że jesteśmy zanurzeni w dobroci Boga, w Jego miłości do stworzeń, której w pełni doświadczyli święci”.

Przyjaźń z ks. Aleksandrem Woźnym

Ks. Woźny, proboszcz parafii św. Jana Kantego w Poznaniu, jako jeden z pierwszych w Polsce, jeszcze w latach pięćdziesiątych minionego wieku, organizował kursy przedmałżeńskie. Takie same działania podejmował w Krakowie, duszpasterz akademicki ks. Karol Wojtyła. Dowiedział się o pracy ks. Woźnego i posłał do niego Wandę Półtawską. Sama opowiadała: od pierwszej chwili naszego spotkania domyśliłam się, że on także był więziony w obozie koncentracyjnym. Specyficzny dystans do problemów życiowych. Niezwykle ceniła rady i nauki księdza Aleksandra. Zapis jego rekolekcji dla kobiet „Drogi” w setkach egzemplarzy rozdawała potrzebującym duchowej pomocy. O zbiorze nauk „Dobre rady dla narzeczonych i małżonków” powiedziała, że najtrafniej i najjaśniej ujmują zadania małżeństwa. Ks. Aleksander napisał do niej w 1969 roku, w odręcznym liście: „Dziękuję, Bogu, za to, że Pani jest taka jaka jest. Zresztą jestem pewny, że nie pozostanie Pani taką, bo Bóg wspaniałomyślnie będzie ciągle wymagał coraz więcej. Na Wielkanoc życzę, żeby Pani nie mogła Mu już niczego odmówić”. 

Wpływ na Papieża

Na ten temat krąży wiele legend. Niektóre negują ten wpływ, inne wyolbrzymiają, mówiąc, że „rządziła” w Watykanie. Oba twierdzenia są nieprawdziwe. Razem ze swoim mężem Andrzejem, profesorem filozofii, byli przyjaciółmi księdza, biskupa, profesora, kardynała Wojtyły, papieża Jana Pawła II. Spędzali razem wakacje. Zachowało się jego 270 odręcznych osobistych listów do nich kierowanych. Nie są to zdawkowe życzenia, krótkie zdania. To często kilkustronicowe zapisy, z modlitwami, osobistymi duchowymi refleksjami. Św. Jan Paweł II był otwarty na sugestie i rady wielu ludzi. Na wszystkich i na wszystko patrzył z wiarą, każdego człowieka traktował jako dar Pana Boga. W tym świetle można mówić o wpływie Wandy Półtawskiej na św. Jana Pawła. Konsultował z nią tekst książki pisanej jeszcze w Krakowie „Miłość i odpowiedzialność”, a później katechezy „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Prosiła, by Ojciec Święty przygotował dokument o św. Józefie, bo bardzo potrzeba dać mężczyznom wzór do naśladowania. Tak powstała Adhortacji Apostolska „Redemptoris custos”. Po wydaniu książki wspomnieniowej na pięćdziesiątą rocznicę święceń kapłańskich „Dar i tajemnica” namówiła Jana Pawła, by kontynuował swoje refleksje na temat posługi biskupiej. W 2004 roku została wydana książka „Wstańcie, chodźmy!”. Latem, 2002 roku, w Castel Gandolfo zachęciła Jan Pawła, by wrócił do pisania wierszy. Powstał „Tryptyk Rzymski”. Podobnie było z porywającym listem do kobiet „Mulieris dignitatem – o godności kobiety. 

Życie swoje poświęciła propagowaniu nauki św. Jan Pawła. Nie chciała mówić o sobie. Chciała przekazywać jego nauczanie. Przed śmiercią usłyszała od Papieża: będę przy tobie, kiedy ty będziesz mówiła do ludzi. Wyciągną do ciebie ręce i nie dadzą ci spokoju. To się sprawdziło niemal do ostatnich dni jej życia. 

Obrazek z Warszawy, sprzed dziesięciu laty. Rekolekcje wielkopostne w jednym z gimnazjów. Blisko 150 młodych zebranych w sali gimnastycznej. Krzyki, hałas, dyrektorka szkoły bez skutku usiłuje uspokoić młodzież. Wchodzi Wanda Półtawska. Stara, niskiego wzrostu, mówi spokojnym głosem. Młodzież oczarowana, słucha jej przez niemal półtorej godziny, bez przerwy. Na zakończenie burza oklasków i prośba: niech Pani zostanie i jeszcze mówi. 

Przesłanie lekarza do lekarzy i nauczycieli

Św. Jan Paweł marzył o dobrym duszpasterstwie lekarzy i nauczycieli. Wiedział, jak wielki wpływ na ludzi mają lekarze. Mogą radzić dobro, mogą nakłaniać do grzechu. Mogą życie ocalić, albo zniszczyć. Wielu słucha ich opini bezkrytycznie. Wanda Półtawska dobrze rozumiała intencje św. Jan Pawła. Z szczególną pasją podejmowała nauczanie wobec tych, z których sama była, wobec lekarzy. Ciągle uwrażliwiała, by formowali swoje sumienie, by nigdy nie byli sługami śmierci, ale zawsze służyli życiu i godności człowieka. Stąd także jej inicjatywa „Deklaracji wiary lekarzy”, która mówi o wierności sumieniu oświeconym wiarą,  złożonej przez 3 tysiące lekarzy i studentów medycyny na Jasnej Górze w 2014 roku. 

Jeszcze w czasach krakowskich Kardynała Wojtyły Wanda Półtawska organizowała wspólne seminaria dla kleryków i studentów medycyny. Chodziło o zapoznanie przyszłych kapłanów i lekarzy z trudnymi problemami etycznymi, nauczenia wzajemnej rozmowy i poszukiwania prawdy.  

Był zwolenniczką nauczania i wychowania zróżnicowanego – oddzielnych szkół dla chłopców i oddzielnych dla dziewczyn. Sama, przed II Wojną Światową do takiej szkoły, prowadzonej przez Urszulanki w Lublinie chodziła. Zawsze, nawet gdy była osłabiona, można było ją namówić do udziału w spotkaniach dla nauczycieli. Szczególną wagę przywiązywała do wychowywania małych dzieci przez odpowiednią formację nauczycielek pracujących w przedszkolach.        

Jedno, piękne życie!

Nie sposób opisać życie tej wielkiej Polki, niezwykłego człowieka: kobiety, żony, matki, lekarza i nauczyciela. Bóg dał jej bardzo długie życie, naznaczone wieloma krzyżami. Ogrom różnych cierpień ciała i ducha, ale też wyjątkowe obdarowanie łaską. Skarżyła się św. Janowi Pawłowi: trudne mam życie. A On: czy chciałabyś je na inne zamienić? 

Odeszła do Pana Boga, do ukochanego Męża, do św. Jana Pawła II, do tak wielu przyjaciół, ludzi, którym pomogła dotrzeć do nieba. Niech jej piękne życie będzie dla nas natchnieniem. Warto „iść na całego”. Warto nie oszczędzać siebie. Warto stawać w obronie życia, zwłaszcza dzieci nienarodzonych. Warto promować czystość i ukazywać piękno powołania małżeńskiego i rodzinnego. Jedno mamy życie od Pana Boga. Jak je wykorzystamy? 

Wierząc w świętych obcowanie, możemy prosić Pana Boga za wstawiennictwem Wandy Półtawskiej. Tak chętnie spieszyła z pomocą, załatwiała różne trudne sprawy. Tak wielu ludzi zawdzięcz jej sens życia, nawrócenie, udane małżeństwo, przezwyciężenie różnych kryzysów, pomoc materialną. Teraz z św. Janem Pawłem II też nam będzie pomagała. 

 

Ks. proboszcz Marcin Węcławski